Otworzył drzwi. Natychmiast przywitał go silny zapach
kadzidła, dość nieprzyjemny, drażniący nozdrza. Gdzieś w rogu stał kominek, nieprawdziwy, elektryczny. Białe kafelki lśniły, niemal odbijając jego odbicie,
widać było, że ktoś tutaj bardzo dbał o porządek.
Po pomieszczeniu rozniósł się odgłos dzwoniącego telefonu,
jednak przy stanowisku chwilowo nikogo nie było. Rozejrzał się jeszcze raz, a
następnie powoli skierował w stronę skórzanej kanapy.
Usiadł i zerknął na zegarek. Był punktualny, jak to miał w
zwyczaju.
Nagle usłyszał stukot obcasów, niebywale szybki i rytmiczny,
a potem zza drzwi wyłoniła się smukła kobieta w typowo biurowym stroju.
- Dzień dobry, Akemi Ishiguro, Architektura Kenji Sho, w
czym mogę pomóc? – Odebrała telefon, a następnie zmierzyła go wzrokiem.
Delikatnie uśmiechnęła się wymuszonym uśmiechem typowym, dla pracowników
wszelakich stanowisk podpartych o kontakty międzyludzkie – Przepraszam na
chwileczkę. Proszę iść na lewo, a następnie do końca korytarza, prawe drzwi.
Jak blondynka pokazała, tak też zrobił czarnowłosy. Szybkim
krokiem przebył drogę, a następnie zapukał drzwi.
Otworzył mu mężczyzna, mniej więcej po czterdziestce. Był
niski i tęgi, a jego oczy przysłaniały okulary, grubości denka od słoika. Oboje
znali się już jakiś czas. Mimo, iż łączyły ich jedynie transakcje biznesowe,
dogadywali się całkiem nieźle. Przywitali się, a następnie przeszli do rzeczy.
Okularnik zasiadł przy biurku i zaczął wstukiwać na
klawiaturze jakieś cyfry. Było to na tyle szybkie, że nawet, gdy czarne
tęczówki klienta śledziły czynności nie był wstanie za nimi nadążyć.
- Mam przygotowaną wizualizację wyglądu pierwszego piętra,
mam nadzieję, że zgadza się pańskimi oczekiwaniami. Recepcję postanowiłem
usytuować w odcieniach szarości i bieli. Podłoga będzie wykonana z płytek
drewnopodobnych, imitujących cedrowe panele. Na ścianie, za biurkiem będzie
widniało logo pańskiego hotelu. Po prawej stronie będą fotele i sofy, wraz z
telewizorem. Chciałem zadbać o to, by w tym pomieszczeniu nie zabrakło
przestrzeni. – mówił, jednocześnie pokazując wszystko na wizualizacji –
Wplotłem też tutaj żółte akcenty by nadać barw kompozycji.
Potem przeszedł do kolejnych pomieszczeń, wszystko dokładnie
omawiając i pokazując, tak by nie było żadnych niedomówień. Szczerze mówiąc
była to godzina naprawdę okropnie spędzonego czasu, jednak niestety było to
niezbędne, do ruszenia dalej z całością projektu. Jakież zadowolenie poczuł
czarnowłosy po pożegnaniu się z panem Sho, a następnie wyjściem na parking.
Wymacał kluczyki w kieszeni spodni, a następnie otworzył auto i wsiadł,
zamykając drzwi. Jego wóz nie był czymś super nadzwyczajnym, trzy letni Jeep,
czarny, typowego i najprostszego koloru, jednak jednocześnie dodającego wiele
klasy. Włożył kluczyki do stacyjki, i już po chwili usłyszał dźwięk silnika. W
dość szybkim tempie wyjechał z parkingu i wpiął się w jedną z głównych dróg.
Typowo jak na godzinę siedemnastą, były dosyć duże korki. Czekała go naprawdę
długa droga, a jedynym jej umileniem mogła być muzyka. Podpierając głowę o
szybę, co rusz wciskał delikatnie pedał gazu jeżeli między autami znalazła się jakaś
szczelina. Z braku zajęcia zaczął rozmyślać.
Ostatnio jedynym tematem drążącym się w jego głowie była
sprawa otwarcia nowego hotelu. Wiadomym było, że nie było to małą inwestycją i
w kwestiach czasowych i kwestiach finansowych. Oczywiście czarnowłosy miał
pewne obawy, co było całkowicie normalną sprawą. Nie bał się jednak, że sobie
nie poradzi. W końcu jeden hotel był już pod jego skrzydłami okrągłe pięć lat.
Przejął ten budynek … przez nieszczęśliwe zrządzenie losu.
W tamtym czasie jego ojciec miał poważny wypadek. Był kilka
miesięcy w śpiączce, matka była załamana, a niedługo potem popadła w depresje.
Dla dobra rodziców czarnowłosy starał się angażować w interes jak mógł, wtedy, gdy
ich dla niego nie było.
Ostatecznie po trzech miesiącach tata został odpięty od
aparatury.
Nazywał się Uchiha Sasuke i miał dwadzieścia dziewięć lat.
Nigdy nie chciał by jego życie potoczyło się w taki sposób,
a jednak los potrafi płatać czasem okropne figle. Ostatecznie był zadowolony ze
swojego obecnego statusu i nie żałował niczego co zrobił.
Odkąd pamiętał chciał by hotel przejął jego brat, ten jednak
szybko się sprzeciwił i stwierdził, że chce robić co innego. Znalazł się wtedy
w potrzasku. Aktualnie Itachi, bo tak też jego jedyne rodzeństwo się nazywało, był
w Ameryce i całkiem nieźle mu się tam wiodło. Raczej nie miał zamiaru wracać,
jednak Sasuke wcale to nie przeszkadzało, dopóki dawało mu to szczęście.
Owszem, brakowało mu wspólnych wyjść na piwo i uganiania się za spódniczkami,
jednak już nie była na to pora. Każdy wymagał teraz od niego ustatkowania.
Matka co rusz wspominała o wybrance jego serca i czekała, aż
w końcu przyprowadzi jakąś idealną kandydatkę na żonę.
Mimo nacisku, jemu nie spieszyło się do ołtarza, nie szukał
kobiety na siłę i skupiał na tym co umiał robić najlepiej.
Miłość w końcu przyjdzie sama. Wtedy, gdy nadejdzie na nią
czas.
Spojrzał na zegarek, minęło dwadzieścia minut, a on pokonał
zaledwie jedną czwartą drogi. Westchnął, zrezygnowany, a następnie usłyszał
dzwonienie telefonu noszące się na całe auto. Wzdrygnął się, a następnie
odebrał nawet nie patrząc na to, któż to ma mu zamiar zawracać głowę.
- Cześć Sasuke, powiesz mi co pan Sho wymyślił apropo tego
wnętrza? – zapytał głos w słuchawce. Uchiha od razu poznał kto to jest. Ta
energia pałała od niego nawet, gdy dzieliła ich odległość, wystarczył ten
sposób mówienia.
Uzumaki Naruto, jego do niedawna przyjaciel, a teraz także w
jakiejś mierze partner biznesowy. Ten blondyn już od jakiegoś czasu marzył o
otwarciu własnej restauracji … no właśnie. Hotel i restauracja idealne
połączenie, czemu by nie połączyć sił?
Niebieskooki bardzo dobrze gotował i umiał zarządzać
zespołem, mimo, iż miał w nawyku gwałtowne działania. Prawdę mówiąc, to one
napędzały personel do pracy, bo kiedy słyszy się co rusz nowe komendy, trudno było
o obijanie się.
Naruto miał czteroletni staż w pięciogwiazdkowej restauracji,
jako szef kuchni i był naprawdę dobry w swoim fachu. Sasuke ufał mu w pełni i
wierzył, że tę kuchnię pokocha większość potencjalnych klientów.
- W wielkim skrócie minimalizm i nowoczesność, czyli to o co
mi cały czas chodziło. Pokaże Ci później wszystko, bo Sho przesłał mi kopie na
maila.
- Jasne, nie mogę się doczekać. Mam nadzieję, że sprosta i
moim oczekiwaniom.
- Nie musisz się o to martwić. W ogóle zapomniałem ci
wspomnieć. Według planów całe wnętrze powinno być gotowe za około miesiąc. A otwarcie
szykuje się na dwudziestego piątego kwietnia. Chciałbym, abyś już zaczął
pracować nad kartą dań. – powiedział Uchiha.
Jego ton był dosyć oschły i stanowczy, doskonale wiedział czego wymaga i nie zamierzał użerać się z kimś komu brakuje kompetencji. Może i wiele osób odebrałoby to w zły sposób, jednak Uzumaki rozumiał, że czarnowłosy zwyczajnie chce zachować dystans między sprawami biznesowymi a osobistymi. Poza tym nie miał nigdy doświadczenia z prowadzeniem biznesu więc potrzebował srogiej ręki.
Jego ton był dosyć oschły i stanowczy, doskonale wiedział czego wymaga i nie zamierzał użerać się z kimś komu brakuje kompetencji. Może i wiele osób odebrałoby to w zły sposób, jednak Uzumaki rozumiał, że czarnowłosy zwyczajnie chce zachować dystans między sprawami biznesowymi a osobistymi. Poza tym nie miał nigdy doświadczenia z prowadzeniem biznesu więc potrzebował srogiej ręki.
- Nie martw się Sasuke, myślę już o tym odkąd w ogóle ustaliliśmy
współpracę. – odpowiedział entuzjastycznie. Na twarzy Uchihy pojawił się
delikatny półuśmiech.
Nie mógł się doczekać, aż
odniesie kolejny sukces.
***
- Prawie zasnęłam przy jego wywodach. Ciągle gadał o swojej
pracy. W czym praca programisty może być ciekawa? Nie obchodzą mnie jakieś
durne kody. Co najlepsze, ani razu nie zapytał o mnie, przecież to nie była
nawet rozmowa! – wykrzyczała różowowłosa, niemal opadając po chwili z sił.
Traciła nadzieję na to, że znajdzie w końcu kogoś odpowiadającego jej
oczekiwaniom. Ile jeszcze nudziarzy napatoczy się na jej drogę?
Szczerze, wolała do końca życia użerać się z kotem, mimo, iż
kotów szczerze nienawidziła. Czy to już był ten moment, kiedy przeważała w niej
desperacja do działania? Sama nie była tego do końca pewna, nie chciała
przecież by facet obdarowywał ją codziennie bukietami róż, zabierał do
najdroższych tokijskich restauracji, albo spontanicznie proponował wyjazd do
Paryża. Oczekiwała tylko by nie był nudny. Czy naprawdę ludzie jacy ją otaczają
to tylko i wyłącznie pracoholicy z zapełnionym grafikiem?
- Sakura … Owszem facet ci nie podpasował, ale nie załamuj
się, mnóstwo ich jeszcze jest na świecie. – odpowiedziała blondynka o dwóch
kucykach, takim tonem jakby ten temat ją już doszczętnie znudził. Nie było to dziwne,
co rusz wysłuchiwała o nowych dramatach sercowych, w dodatku nie tylko Sakury.
Nie rozumiała ich. Była raczej zdania, że partner sam się napatoczy i nie ma co
szukać na siłę.
- Już po tych trzech fatalnych randkach powinnam była dać
sobie spokój. Usuwam tego pieprzonego Tindera. Nie będę już szukać. – Warknęła
zielonooka, po czym sięgnęła po telefon i w mgnieniu oka pozbyła się tej durnej
aplikacji, która tylko przyswoiła jej wiele zawodu.
- Cieszę się, że w końcu dojrzałaś do tej decyzji. Nie potrzebujesz
faceta, masz mnie i Ino, z kim jak nie z nami pójdziesz na siłownię, do kina
czy baru? – zapytała, jej serdeczna przyjaciółka, po czym wstała i otworzyła
barek, wypełniony różnorakimi rodzajami trunków. – Whisky czy wino?
- A polej mi Whisky, dziś się bardziej nada. - nastała
chwilowa cisza. Blondynka nalała do szklanek zarówno trunek jak i cole, a potem
ustawiła na stole. - Ah … Temari … co ja bym bez ciebie zrobiła? – powiedziała
różowa, kładąc się na kanapie, i wpatrując w sufit bez najmniejszego celu.
- Zalała się strumieniem łez rozmyślając nad swoimi
wszystkimi porażkami?
To jak to skwitowała przyjaciółka Sakury, wcale się jej nie
spodobało. Jednak gdzieś głęboko tkwiła w niej ta świadomość, że to czysta
prawda, choć za wszelką cenę nie chciała jej przyznać. Tak czy inaczej po co
się nad tym wszystkim zagłębiać? Ignorując zbędne analizy wzięła szklankę do
ręki i pociągnęła solidne trzy łyki. Alkohol, idealnie smakuje przy każdej
okazji, jedyne czego brakowało to fajek do kompletu.
- Shikamaru niedługo wraca z pracy, mam nadzieję, że nie
przeszkadza ci jego obecność. Wiesz … ostatnio jest strasznie zabiegany,
przychodzi z uczelni, zaraz ma pracę, a potem uczy się po nocach. Powoli zaczyna
mnie to trochę martwić. – wyjaśniła, lekko się grymasząc. Szklanka co rusz
wędrowała z jednej do drugiej dłoni, jakby była zdenerwowana.
- Dlaczego miałaby mi przeszkadzać? Przecież się
przyjaźnimy.
- No tak, ale myślałam, że chcesz porozmawiać w cztery oczy.
- Ja już skończyłam mój wywód … ale przypomniałaś mi o
kolejnym problemie. Praca … przecież sklep zaraz zostanie zlikwidowany.
Sprzedamy ostatnie nakłady ciuchów i stała pensja mówi pa, pa. Trzeba zacząć
czegoś szukać. – powiedziała Sakura, próbując sięgnąć po szklankę z drinkiem,
jednak, nie unosząc tyłka z kanapy było to niemal niemożliwe.
Studia – niby najlepsze lata życia, a jednak musisz wyciskać
z siebie siódme poty i dawać sto dziesięć procent zaangażowania do tego co
robisz. Istna karuzela wrażeń. Raz jesz suchy ryż, raz idziesz do knajpy i
przepijasz pieniądze jak istny król życia.
- Też się zastanawiam czy czasem nie rozejrzeć się za czymś
innym, moja wypłata jest dosyć marna, i przez to Shikamaru haruje jak wół. - mówiła Temari, jednocześnie dolewając alkoholowej
mieszanki do szklanek.
Za oknem powoli zaczęło się już ściemniać, a Sakura
urzędowała w mieszkaniu przyjaciółki od południa. Nie można zaprzeczyć, że
wyjątkowo się u niej zasiedziała. Choć prawdę mówiąc, co z tego? I tak nie
miała do kogo wracać. Przywita ją pusta kawalerka o wielkości 24 m2. Coraz
częściej myślała nad przygarnięciem do siebie psa, była pewna, że może
przynajmniej wtedy w mieszkaniu nie będzie tak pusto. Tak … Jak mocno Haruno
nienawidziła kotów, tak równie mocno kochała psy. Nie działo się tak bez
powodu, w końcu kiedyś miała wrednego rudego kocura o imieniu Szatan,
uprzykrzał jej życie na każdym kroku. A to strącił szklankę, a to podrapał
fotel, a to zaraz zerwał firankę.
Nagle po mieszkaniu rozbrzmiał głośny dźwięk dzwonka do
drzwi. Temari natychmiastowo podniosła się z siedzenia i podeszła szybkim
krokiem do drzwi. Otworzyła je i przywitała się ze swoim chłopakiem.
- Sakura dalej tam jest? – zapytał, odkładając buty i bluzę
na miejsce.
- Tak, posiedzimy jeszcze trochę.
- Jasne, idę się przywitać. – odpowiedział, po czym
pocałował ją w policzek i powędrował do salonu.
Shikamaru Nara, rówieśnik Sakury Haruno, dwudziesto-dwu
latek. Cała ich trójka znała się od czasów liceum. Między brunetem, a Temari
zaiskrzyło niemal, że na początku ich znajomości, wszyscy to widzieli … a oni?
Oni udawali, że nic się nie dzieje i droczyli na wszelkie sposoby. Blondynka często
powtarzała, jak to bardzo Nara, nie działa jej na nerwy i starała zdenerwować jak
najbardziej się dało. Sam Shikamaru na początku był okropnie obojętny w
stosunku do wszystkiego, w tym i do swojej obecnej dziewczyny, teraz nieco się
zmienił, wiek wiele umie zrobić z ludźmi. Po roku końskich zalotów stali się parą.
Było to podobno dziełem przypadku, ale jak dokładnie do tego doszło nie
wiedział tnikt poza nimi, aż po dziś dzień. Niedługo czeka ich szósta rocznica
ich związku. Sakurze zawsze wydawało się to niezwykłe. Bo jak takie szczenięce
uczucie, między dwojgiem nastolatków przerodziło się w udany związek na dłuższą
metę?
Miłość nie zna granic.
Siedzieli przed telewizorem i oglądali mecz piłki nożnej. Może
i dla Haruno nie było to jakieś porywające zajęcie, ale jak widziała Temari wpatrzoną
ze skupieniem w ekran urządzenia i Nare przeklinającego do ekranu, aż
odechciewało jej się marudzić. Właściwie im dłużej obserwowała potyczki
piłkarzy, tym bardziej jej się to podobało.
Może w końcu uda jej się zrozumieć
ten rodzaj rozrywki?
***
Na zegarku wybiła, dwudziesta trzydzieści. Dla czarnowłosego
była to stała pora, poświęcania czasu dla sportu. We wcześniejszych godzinach,
albo nie miał czasu ze względu na pracę, albo po prostu ze względu na to, że
wolał się obijać. Jak to naznaczyła jego rutyna spakował do torby wszystko, co
na basen było potrzebne i wyszedł szybkim krokiem z domu. Utrzymując tempo
szedł na pływalnie, co rusz rozglądając się dookoła. Po ulicach wciąż
przemieszczało się naprawdę dużo ludzi, nie dziwne, w końcu o tej porze wszyscy
schodzą się do barów i kasyn, i przepieprzają swoje pieniądze na bzdety. Sasuke
nie uważał, że jest to złe, wręcz przeciwnie, twierdził, że każda forma
rozrywki jest dobra póki człowiek czerpie z niej przyjemność, i zachowuje pewne
granice bezpieczeństwa. Nie żeby był sztywniakiem, chociaż tak go też wszędzie wokół
malowano, bo w końcu człowiek w garniturze na pewno nie ma poczucia humoru i
spędza czas w towarzystwie swojej najlepszej przyjaciółki sterty papierów. Tak
nie było, ale co zrobić? W końcu ludzie lubią stereotypy.
Znał na pamięć drogę, którą się przemieszczał i dlatego też,
doskonale wiedział, że za dwie minuty skręci w prawą uliczkę, a jego oczom ukaże
się pływalnia. Mimo, iż jego dom nie był jakoś super okazały, bardzo go lubił
choćby ze względu na lokalizację. Piętnaście minut do biblioteki, dziesięć na
basen i pięć do hipermarketu. Czego człowiek, może chcieć więcej? To, że dom
był dosyć mały, wcale mu nie przeszkadzało, w końcu był sam, więc ta duża
przestrzeń raczej tylko by go przytłoczyła. Jak to by było słyszeć własne echo?
Oszalałby? Bardzo możliwe.
Otworzył drzwi pływalni i skierował się w stronę miłych pań,
które już go doskonale znały.
- Witam, już podaję karnet. – powiedział uśmiechnięty, na co
dwie kobiety za ladą przytaknęły.
- Chyba ostatnio jakaś przerwa była panie Uchiha? – zapytała
jedna z nich, po czym oparła łokcie na blacie i spojrzała w jego czarne tęczówki.
Nigdy by tego nie powiedziała na głos, ale uwielbiała ich kolor, uważała je za
coś … hipnotyzującego.
- Niestety, to całe zamieszanie z hotelem tego wymagało. Na szczęście,
już niedługo dobiegnie ono końca. – odpowiedział brunet, podając wejściówkę. Jedna
z kobiet szybko ją skasowała i wręczyła mu kluczyk do szatni. Poszedł więc w
swoją stronę, a tam wykonał wszystkie typowe czynności, które wykonuje się w
szatni. Przebrał się, założył czepek i okulary a następnie wyszedł z
pomieszczenia i szybko wskoczył do basenu.
Na początku do pływania przymuszał się ze względu na bliską
lokalizację, bo na siłownię miał około czterdziestu minut drogi, potem jednak spodobał
mu się ten sport, a w pewnym momencie stał jednym z hobby. Myślał kiedyś czy
nie spróbować swoich sił w jakiś olimpiadach, jednak szybko dał sobie spokój.
Nie miał do tego zapału. Mechanicznie poruszał się w wodzie, powtarzając kolejne
czynności. Motylek był jego ulubionym stylem ze względu na jego trudność. Szlifował
go bardzo długo do perfekcji, więc teraz dawało mu to ogromną satysfakcję. Po
drugiej stronie zauważył kobietę przypatrującą mu się uporczywie. Denerwowało
go to, lubił jak kobiety patrzą na niego wzrokiem pełnym pożądania, ale … nie
takie jak ona. Pasztet – tak ją mimowolnie nazwał w myślach … Może zabrzmiało
to cholernie chamsko, ale nie obchodziło go to za bardzo, w końcu to tylko i
wyłącznie w jego głowie.
Po kilku seriach motylka, kraula i żabki poszedł na chwilę
do jacuzzi by odsapnąć. A ta kobieta … poszła za nim i dosiadła się. Westchnął
poirytowany całą tą sytuacją i przewrócił oczami, co miał w zwyczaju robić, gdy
tylko był w złym humorze.
- Jestem Naoko, widziałam jak pływasz ... podziwiam Cię, ja bym
tak nie potrafiła – powiedziała uśmiechając się do niego, tym samym wystawiając
swoje krzywe zęby w zasięg jego wzroku. Niby krzywy zgryz był modny wśród
japonek, ale jak on to widział zwyczajnie się wkurzał. Jak takie coś może być
modne? W jaki sposób?
- Wiesz, żeby tak pływać … należy mieć kondycję. Żeby mieć
kondycję, należy się ruszać. – podkreślił specjalnie ostatnie słowo ostentacyjnie.
Bywał okropny, ale nie chciał pozbywać się tej cechy. Lubił siebie w byciu
okropnym.
- Idiota z Ciebie! – krzyknęła. Między jej brwiami pojawiła
się nagle bruzda, jej mina w pierwszej chwili przyprawiła go o przerażenie, a w
drugiej o uśmiech.
- Dobrze, dobrze wiem. Idę cześć.
– odpowiedział, bez wahania, po czym wyszedł do szatni, gdzie ostatecznie
przygotował się do powrotu do domu.
***
***
I tak, powstał właśnie pierwszy rozdział na blogu. Mam nadzieję,
że mimo dosyć sporych pokładów nudy zostaniecie ze mną. W następnych rozdziałach postaram się bardziej zarysować charaktery bohaterów, tak by nie pozostawiać wam wątpliwości,co do prawdziwości opisów. Obiecuję,
że następne będą już ciekawsze.
Do zobaczenia,
Miyu.